Ja, ja, Voigtlander
Większość analogowych aparatów
średnioformatowych z kadrem 6x6 cm lub większym pomimo swoich zalet
posiada wspólną wadę – są stosunkowo duże i ciężkie. Przy moim sposobie
fotografowania – głównie podczas długich, całodniowych wędrówek – praca z
lustrzanką średnioformatową wyposażona w duże i ciężkie obiektywy
byłaby prawdziwą mordęgą. Składany mieszkowy Linhof Technika 23 wraz z
trzema maleńkimi i lekkimi obiektywami zajmuje w moim plecaku niewiele
więcej miejsca niż lustrzanka małoobrazkowa. Możliwość stosowania
pokłonów i przesuwu przedniego standardu daje spore możliwości kontroli
perspektywy. Ogromną zaletą jest możliwość stosowania wymiennych
rolkaset 6x9 cm i kaset na błony cięte 6x8 cm. Jednak waga zestawu
sięgająca w zależności od ilości kaset nawet 4 kilogramów często może
stanowić przeszkodę. Oczywiście przy aparacie tego typu niezbędny jest
stabilny statyw. Nie zawsze mam ochotę na dźwiganie ze sobą tego
wszystkiego, zwłaszcza zimą, gdy spadnie śnieg i leśne szlaki
przemierzam na nartach biegowych.
Jakiś czas temu wszedłem w posiadanie
aparatu Voigtlander Bessa RF – średnioformatowego dalmierzowca 6x9 cm
wyposażonego w obiektyw Heliar 3,5/105 cm. Przyznam, że polowałem na nie
go od wielu lat. Aparat w tej wersji w dobrym lub świetnym stanie
pojawia się na serwisach aukcyjnych bardzo rzadko – a jeśli już, to w
stosunkowo wysokiej cenie sięgającej nierzadko tysiąca złotych. Mój,
choć na zdjęciach ofertowych przypominał kompletnego „szrota” (głównie
za sprawą mocno zniszczonych oklein), okazał się być całkowicie sprawnym
technicznie, z obiektywem i migawką w doskonałym stanie. Cena była
bardzo mocno „okazyjna” - miałem szczęście.
Drobne luzy na prowadnicach obiektywu
udało się szybko wykasować przy pomocy śrub z krzywkami (producent
przewidział długowieczne użytkowanie). Kalibracja dalmierza również nie
stanowiła problemu – wystarczyło odkręcić pokrętło ustawiania ostrości,
zdjąć górną pokrywę i ustawić we właściwym położeniu krzywkę.
Zastanawiałem się nad wymianą
zdewastowanych oklein na nowe ze skóry. Postanowiłem jednak odłożyć ten
zabieg na bliżej nieokreślony czas. Wyraziste „piętno historii”
odciśnięte na tym aparacie też ma swoisty urok.
Voigtlander Bessa RF to znakomity aparat
na niedzielne spacery, górskie wędrówki, narciarskie eskapady i podobne
temu okazje. Po złożeniu mieści się w kieszeni kurtki. Można nim
fotografować z ręki.
Pewne rozwiązania techniczne sprawiają na
początku nieco kłopotu – spust migawki obsługiwany palcem lewej ręki
oraz oddzielne wzierniki dla dalmierza i celownika – jednak jakość
uzyskanego obrazu i precyzja dalmierza kompensują wszelkie „wady”.
Osoby zainteresowane opisem technicznym aparatu odsyłam pod poniższe linki:
https://www.youtube.com/watch?v=sFqHMJHgfJk – prezentacja aparatu
http://katpop.narod.ru/work/prophoto/bessa/index.htm – kalibracja dalmierza, opis i zdjęcia
Być może właśnie takim aparatem żołnierze robili sobie pamiątkowe zdjęcia podczas wojny.
Portretowe zbliżenie mojego syna Michała.
Złożony aparat można nosić w kieszeni lub pod kurtką. |
Aparat gotowy do strzału. |
Zdjęcia, które wykonałem tym aparatem można obejrzeć także tu: Autostrada do Gaci
Komentarze
Prześlij komentarz