Spotkanie na Debłach.

Zdarzyło się to podczas jednej z wypraw na mroczne i cuchnące bagniska Debłów.

Droga z Leszna do Wierszy, niegdyś jeden z ważnych traktów puszczańskich, dziś straciła na znaczeniu. Latem ols porastający bagniska Debłów eksploduje zielenią, szeroka droga zmienia się w wąską, wijącą niczym zaskroniec pośród traw ścieżynkę.

Idąc tamtędy, oganiając się od roju żarłocznych komarów, odgarniając sprzed oczu gałązki pokryte żądnymi krwi i gotowymi do ataku nimfami kleszczy, poczułem nagle na karku i uszach ciepłe podmuchy delikatnego wiaterku. Kątem oka spostrzegłem na pniach dziwne odblaski światła. Zza pleców zdało się słyszeć ciche odgłosy przypominające chichot dzieci. Trwało to parę dobrych chwil. Na szyi miałem zawieszony aparat z szerokokątnym obiektywem. Nie unosząc go do oka, by nie spłoszyć dziwnego zjawiska, ustawiłem parametry ekspozycji, ostrość na odległość hiperfokalną oraz nakręciłem filtr do fotografii w podczerwieni. Po wyjściu z gąszczu szedłem jeszcze spokojnie kilkadziesiąt metrów pośród wysokich kęp turzyc i krzaków. „Coś” podążało ciągle za mną. Nagle odwróciłem się i bez przykładania aparatu do twarzy zrobiłem jedno zdjęcie. Za mną nikogo nie było. Jedynie na dobrze widocznej ścieżce prowadzącej w głąb mrocznego olsu kiwały się jeszcze gałęzie jakby potrącone przez uciekającą niewidzialną postać.

Kampinoski Park Narodowy, Puszcza Kampinoska, bagna, rozlewiska, fotografia analogowa, czarno-biała, fotografia w podczerwieni, infrared
Nikon F-301, Tamron 2,5/24, filtr Cokin IR + polaryzacyjny, błona Rollei Infrared, Adox APH-09 1+100.

Komentarze

Goście oglądali